Catzilla
Kot-monstrum demolujący miasto w piekielnie efektownej animacji.
Generalnie jest tak: miasto, wielki kot, równie wielka demolka i wojsko, które niekoniecznie potrafi zniszczyć potwora. Klasyka. Do czasu. Gdy pojawia się jakby mangowa postać dziewczynki, fabuła zaczyna trochę odjeżdżać od standardu. A zakończenie jest nawet zabawne.
Tła wydarzeń można się tylko domyślać. Dialogów za grosz. I dobrze, bo ten film nie ma być regionalną zabawą, a konkretnym, globalnym narzędziem do testowania wydajności sprzętu. I może właśnie dlatego – jest piekielnie efektowny wizualnie (choć fabularnie: trochę „o niczym”).